poniedziałek, 26 stycznia 2015

Dlaczego państwo nie powinno pomóc frankowcom

W sobotę frankowcy wyszli na ulicę domagając się pomocy od państwa. Wspaniałomyślnie mówią, że nie chcą dopłat do kredytów, a jedynie pomocy w renegocjacji warunków umów z bankami a także natychmiastowego wstrzymania wszelkich egzekucji z tytułu takich kredytów, natychmiastowego usunięcia wszelkich zapisów i klauzul niedozwolonych z umów kredytowych oraz przewalutowania wszystkich kredytów denominowanych we frankach po kursie z dnia zaciągnięcia kredytu.

Racjonalne postulaty? Otóż nie bardzo. Po pierwsze, banki nie zgodzą się renegocjację warunków, przede wszystkim dlatego, że dbają o własne zyski, ale również dlatego, że kredyty walutowe polegają na ryzyku. Zdaję sobie sprawę z tego, że banki do takich kredytów namawiały. Powiedzmy sobie jednak szczerze - jeśli ktoś nie ma zdolności kredytowej na kredyt w złotówkach, to powinno być pewną wskazówką - nie, że należy wziąć kredyt we frankach, ale, że mieszkanie czy samochód, czy cokolwiek innego, na co bierze się kredyt jest zwyczajnie za drogie.

Nie chcąc jednak zbytnio zbliżyć się do liberalnej retoryki, w myśl której państwo nie powinno pomagać nikomu, muszę przypomnieć, że frankowcy to w większości ludzie zamożni. Według danych GUS, około 60% z nich zarabia powyżej 4000 zł miesięcznie. Biorąc pod uwagę, że około 80% Polaków zarabia mniej niż 3,5 tysiąca miesięcznie, łatwo zauważyć, że problem kredytów walutowych dotyczy przede wszystkim najbogatszych 20% społeczeństwa. Około 22% frankowców zarabia więcej niż 8 tysięcy miesięcznie, a więc należy do 3% najbogatszych Polaków.

Aby było ciekawiej, wklejam kilka wypowiedzi osób z kredytem walutowym.
"Powiem tak, przed kredytem żyliśmy jak ludzie: narty, urlop w Toskanii, obiad w restauracji. Po kredycie budzimy się właściwie tylko po to, by pracować, i to od piątej rano."
"Już teraz po wiadomości o wzroście franka zrezygnowaliśmy z wyjazdu na narty. O wakacjach nawet nie myślimy. Do tej pory staraliśmy się korzystać z życia: kino, teatr, siłownia, dla mnie zajęcia z jogi. Żadnej z tych rzeczy w lutym nie zrealizujemy. Boję się wydać te 150 zł na karnet, bo nie wiem, kiedy te pieniądze mi się przydadzą. To może się wydawać śmieszne przy naszych zarobkach, razem mamy jakieś 14 tys. zł netto, ale jak się ma dwójkę dzieci na utrzymaniu, to nie ma co ryzykować."
"W rozmowach o kredycie ludzie zawsze pytają, a jakie to ja mieszkanie sobie postanowiłam kupić, ile ono ma metrów, i czy musiało być aż takie duże. Ma 110 metrów, ale mnóstwo miejsca zajmują schody, więc tej przestrzeni się nie czuje."

Czy oni zasługują na jakąkolwiek pomoc od państwa? Czy nie powinno się raczej pomagać ludziom, którzy rzeczywiście takiej pomocy potrzebują?



cytaty pochodzą z wybocza.biz i natemat.pl

2 komentarze:

  1. Bardzo ciekawe są cytaty tych ludzi którzy owe kredyty wzięli. Pierwszy jest bardzo intrygujacy, żyli jak ludzie.... Ciekawe jak według tej osoby żyje zdecydowana większość społeczeństwa.
    Te osoby pomocy nie potrzebują. Zaciągali taki kredyt na własne ryzyko i powinni byś tego ryzyka świadomi. Poza tym jak mają po kilka lub kilkanaście tys złotych miesięcznie to z głodu raczej nie zginą. Jest zdecydowanie więcej ludzi którzy pomocy od państwa potrzebują aby przeżyć, a nie aby utrzymać swoje życie na wysokim poziomie

    OdpowiedzUsuń
  2. 23 year-old Statistician IV Alessandro Prawle, hailing from Sault Ste. Marie enjoys watching movies like Sukiyaki Western Django and Jigsaw puzzles. Took a trip to Historic Bridgetown and its Garrison and drives a Ferrari 250 SWB California Spider. kliknij tutaj

    OdpowiedzUsuń